28.12.14

Seacula Mortis I

Chciał otworzyć oczy. Jedyne czego pragnął w tym momencie to przebudzenie się z tego letargu. Dlaczego nie mógł? Zebrał w sobie całą siłę woli i spróbował jeszcze raz. Powoli unosił ciężkie, jak jeszcze nigdy powieki i zamrugał nimi na próbę. Odetchnął z ulgą, wszystko było w porządku, ale jednocześnie zaszły jakieś zmiany. Miał niejasne przeczucie, iż coś ważnego miało tu miejsce, coś co mogło na zawsze odmienić jego życie, ale nie potrafił sobie przypomnieć co. Wstał chwiejnie i rozejrzał się zdezorientowany po okolicy. Dziwne, pamiętał tylko, że wbiegał do lasu. Istotnie, miejsce w którym przebywał było lasem, ale takim trochę... innym. Gęsta mgła utrudniała co prawda widoczność, ale i bez tego mógł dojrzeć wysokie drzewa. Właściwie rośliny te przypominały swoim wyglądem wysuszone sokory. Cały czas uważnie nasłuchując, poszedł głębiej w bór. Im dalej szedł, tym większy niepokój odczuwał. Nie miał pojęcia czym to mogło być spowodowane. Przekonał się o tym dopiero w momencie, gdy zobaczył wielkie, rozrośnięte drzewo. Wydawać by się mogło, iż sięgało chmur. Na jednej z jego gałęzi siedziały trzy duże ptaki. Miały szerokie skrzydła, którymi trzepotały co jakiś czas. Nic nie wskazywało na ich zainteresowanie jego osobą i bardzo dobrze. Zwłaszcza, że ptaszydła miały gęste, ciemne pióra, których zabrakło na szyi jak i głowach stworzeń. Sępy, to zły znak. Nie chciał się narażać, poszedł dalej. Ale gdy przechodził pod gałęzią, którą upodobały sobie ptaszyska nagle stanął, zaskoczony. Z znikąd do jego głowy napłynęły ochrypłe, lekko skrzekliwe głosy. Szeptały różne rzeczy, w większości było to jedynie pojedyncze słowa, zupełnie wyrwane z kontekstu. Po chwili wyrazy zaczęły formować się w zdania. "Wszystko co masz to złamane marzenia. Tak, wszystko jest w porządku. To piękna noc. Tylko Ty przeciw całemu światu. Masz jedną szansę. Gdy starasz się przetrwać. Nie odwracaj głowy."
Padł na kolana, chwytając się rękami za głowę. Obrazy wirowały mu przed oczami, tworząc czarno-szarą mozaikę. Co mogły znaczyć te słowa? Kto je wypowiadał? Takie i inne pytania kłębiły się w jego umyśle, nie pozwalając pozbierać myśli.
Jego żołądek zacisną się w ciasny supeł, przyprawiając chłopaka o mdłości, świat jeszcze raz zawirował, a przed oczami zatańczyły mroczki. Padł na ziemię, skręcając się w konwulsjach i...
nagle wszystko ustało. Zniknęły nudności i zawroty głowy. Nawet mroczki ustąpiły. Pomimo tego podniósł się dopiero po jakimś czasie, gdy uspokoił rozszalałe serce. Kiedy mu się udało odważył się spojrzeć na poskręcane drzewo. Padlinożercy odlecieli, pozostawiając po sobie tylko wspomnienie. Usłyszał skrzypienie zawiasów i jego wzrok automatycznie podążył za dźwiękiem. Zauważył tam bujającą się tabliczkę. Kawałek drewna właściwie. Obdrapanego oraz wybrakowanego drewna, trzeba przyznać. Po dłuższej chwili spostrzegł na niej wyryty jakiś napis. Chciał go odczytać, jednak potrafił rozróżnić tylko jakieś nietypowe znaki, najpewniej w obcym języku. Naszła go niespodziewana myśl, iż może jeżeli przejdzie jeszcze kawałek drogi, to znajdzie odpowiedzi na dręczące go pytania. I przy okazji dowie się co oznacza ten napis. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielki błąd popełnia. Powędrował krętą dróżką, napotykając na swojej drodze jeszcze całe szeregi czarnych drzew. Mgła otaczająca okolicę wcale nie miała zamiaru znikać, wręcz przeciwnie jakby się nasiliła. Przymrużył lekko oczy, starając się coś zobaczyć. Po tym czynie obraz zaczął się wyostrzać, a opary rozstępować. Teraz mógł już rozpoznać otoczenie. Nie było tu drzew, które towarzyszyły mu kilka minut temu. Na ich miejsce pojawiły się drewniane, zakończone ostrym szpikulcem pale. Jednakże to nie to go tak zaszokowało. Miało to związek z tym, co zdobiło wyżej wspomnienie pale. Były to nabite na nie, odcięte głowy zwierząt jak i ludzi. Z ich rozwartych ust oraz pustych oczodołów wychodziły robaki, pełzając wszędzie tam, gdzie tylko mogły się dostać. A nawet jeśli nie mogły, to przegryzały cienką tkankę, torując sobie tym samym drogę w głąb organizmu. Twarze lub pyski ofiar ozdabiały zaschnięte strużki czerwonej substancji. Nie musiał być znawcą, aby wiedzieć, iż była to krew. Z niektórych głów odpadały już kawałki mięsa. Cały widok był iście makabryczny. Wrażenia potęgował unoszący się w powietrzu odór gnijących ciał. Nie wiedział co o tym myśleć, dlaczego te wszystkie rzeczy przytrafiały się właśnie jemu? Czym zawinił? Chciał opuścić to miejsce, znaleźć się jak najdalej stąd, gdziekolwiek by nie był. Zaczął się wycofywać, gdy nagle grunt pod jego stopami się załamał. Spadał zaledwie kilka sekund, by lądując otłuc się boleśnie o twardą ziemię. Był w jakimś tunelu. Spojrzał zrezygnowany w górę, dostrzegając kilka metrów wyżej wyjście z dziury. Zirytowany uderzył rękami w podłoże. Los ewidentnie z niego kpił. To ani trochę nie było zabawne! Najwidoczniej kogoś z góry takie zabawy wielce radowały i ten ktoś postanowił nie rezygnować z darmowej rozrywki. Chłopak boleśnie się o tym przekonał, gdy tylko starał się opuścić pułapkę. Niepocieszony przeczołgał się dalej tunelem, gdyż jego ścianki z każdym przebytym metrem zwężały się coraz bardziej. Zmieniło się to niedługo po rozpoczęciu wędrówki, a oczom chłopaka ukazał się szeroki korytarz w ciemnych kolorach, przybierających jednak trochę cynobru w świetle umocowanych do ścian pochodni. Nie zwlekając dłużej, bez wahania przystąpił do dalszego wędrowania. 
• • •
Nie wiedział jak długo szedł ciemnym korytarzem, oświetlanym jedynie przez palące się pochodnie. Intuicja podpowiadała mu powrót na powierzchnię, ale ekscytacja wzięła górę nad rozsądkiem. Zresztą nie po raz pierwszy. Nigdy nie słuchał instynktu, a może powinien. Nagle dopadły go wątpliwości. Po co tu wchodził? Czy nie lepiej byłoby zawrócić? Zboczyć z obranej ścieżki... O czym on myśli? Nigdy nie rezygnował! Mowy nie ma, nie podda się teraz! Nie, gdy jest już tak blisko...


Nawet nie zauważył, kiedy przystanął. Z bitwy myśli wyrwał go cichy odgłos, jakby coś było ciągnięte po ziemi. Znieruchomiał, rozejrzał się niepewnie. Dalej był w stanie dojrzeć jedynie ściany korytarza, oświetlane nikłym blaskiem pochodni. Zaczął powoli się cofać, chlupiąc przy tym nogami. Zaraz, chlupiąc?! osłupiały zwrócił głowę ku ziemi. Wszędzie była woda! Skąd ona się tam wzięła? Wcześniej jej nie było! Puścił się biegiem w głąb tunelu. To szuranie było coraz bliżej, do tego wydawało mu się, że słyszał śmiech. Ale ten śmiech nie miał nic wspólnego ze śmiechem przyjaznym. Brzmiał bardziej jak złowróżbny rechot, niźli miły chichot. Strach zaciskał swoje sidła na jego sercu, nie pozwalając skupić się na drodze. Starczył moment nieuwagi, a on już na klęczkach brodził w lodowatej cieczy. Zauważył, iż woda w miejscu jego rąk zabarwia się na czerwono. Z obawą uniósł dłoń na wysokość oczu. Widniała na niej obficie krwawiąca, paskudna rana. Rozchodziła się na całą szerokość dłoni, przy czym była lekko poszarpana przy brzegach. I co gorsza, wyglądała na głęboką. Nie miał czasu nad tym myśleć, zresztą i tak stracił go wystarczająco dużo. To mogło być niedaleko. Wstał gwałtownie i pobiegł przed siebie, ścigany echem zbliżających się kroków. Przyśpieszył, ignorując małe igiełki wbijające mu się w płuca przy każdym oddechu. Z chwilą, w której obraz zaczął rozmazywać się przed jego oczami, a nogi potykały się o siebie, odmawiając współpracy, napotkał przeszkodę. Opadł bez sił na zalaną podłogę, sycząc z bólu, gdy zraniona ręka zahaczyła o jedną z ostrzejszych krawędzi, jak się okazało – wielkich wrót. Zaiste brama była iście ogromna i prawdopodobnie wykonana z mosiądzu. Nerwowo przystąpił do szukania klamki. Za plecami słyszał jak tafla wody ugina się pod szybkimi krokami w akompaniamencie wściekłego szczekania. Zaczął rozpaczliwie szarpać za pozłacaną rączkę, jednak wrota ani drgnęły. Spanikowany zaczął uderzać pięściami w drzwi, wykrzykując przy tym prośby o ratunek. Po zamkniętym wejściu strumieniami spływała krew, ale on nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, podobnie jak z wbijanych w poranioną kończynę wystających haczyków. Bez skutku, nikt nie otwierał. Odwrócił się, opierając tym samym o mosiężną bramę. Wzdłuż kręgosłupa przeszły go nieprzyjemne dreszcze, a serce podeszło do gardła. W oddali dojrzał nadbiegające, czarne kształty. "To koniec. Nie wywinie się." Przywarł mocno plecami do zimnego wejścia. Gdy postacie przybliżyły się do niego na odległość około 200 stóp, był już w stanie rozpoznać ich tożsamość. Jednym z nich mężczyzna w obszarpanym, czarnym płaszczu i ubłoconych, wysokich butach. Na twarzy miał ohydną bliznę. Przebiegała od prawego łuku brwiowego, aż po lewy kącik górnej wargi. W ręce dzierżył starą, obdrapaną łopatę. Nie wyglądał jakby mu się spieszyło, w przeciwieństwie do jego psa, który o mało nie zerwał się z łańcucha. Szczerzył szereg pożółkłych zębów, warcząc zaciekle. Zwierze zastygło w pozycji gotowej do ataku, oczekując poleceń. Choć to stworzenie trudno było nazwać psem. Wielkie, błyszczące w mroku zębiska, z których spływała ślina, czarna, nastroszona sierść oraz przenikliwe, bordowe ślepia, pozbawione białek i źrenic dawały przerażający efekt. Jego pysk był pokryty rożnego rodzaju ranami, niektóre były zagojone, inne jeszcze krwawiły. Nie pomagała również wielkość zwierzęcia, przewyższająca rozmiary przeciętnego wilczura. Mocniej oparł się o wrota, oczekując na koniec. Facet przed nim tylko zaśmiał się złowieszczo i spuścił ze smyczy swojego pupila. Zwierzę, ujadając wściekle, znalazło się przy nim w zaledwie kilu skokach. Zdołał tylko zauważyć jak dziwny pies wyskakuje w górę i z otwartą paszczą leci wprost na niego. Zacisnął powieki, nie chciał na to patrzeć. Jednak zamiast przygniecenia przez nienaturalnej wielkości cielsko wylądował na ziemi, suchej o dziwo. Szybko otworzył oczy i ujrzał jak wrota zamykają się wprost przed psim pyskiem z cichymi jękami zawiasów. 
Uratowany - pomyślał i osunął się w ciemność. 


♣ ♣ ♣
Witajcie moje niewinne Duszyczki! Wasz uniżony sługa zdaje sobie sprawę z tego, iż notka miała pojawić się wczoraj, jednak mam również nadzieję, że złaknione czytania Duszyczki nie powieszą mnie na mojej własnej szubienicy. W zamian za to post jest dłuższy. Jedyne czego się obawiam to jednowymiarowi bohaterowie, których mogę nieświadomie kreować. Jeżeli coś takiego Duszyczki niewierne zauważycie, to z całego serducha proszę o porządne przetrzepanie mi tyłka, przynajmniej mentalnie. Ewentualnie wytknięcie błędów. Liczę na szczere opinie, bladego pojęcia nie mam kiedy wykonam kolejną egzekucję. Ale cóż, trzeba być dobrej myśli.  

8 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawa historia. Potrafisz wszystko utrzymać w takiej anonimowości :) podziw *.* Czekam na next'a :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początek życzę wytrwałości w pisaniu, bo horrorów jest mało, stanowczo za mało.
    Twój styl kojarzy mi się raczej ze starymi powieściami gotyckimi, niż ze współczesnym horrorem, uważaj tylko na literówki i drobne błędy, bo zdarzyło Ci się kilka. Czekam na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam, że dopiero teraz się zjawiam. Ale lepiej późno niż wcale. ;)
    Powiem tak, że wciąż utrzymujesz mnie w stanie zaciekawienia, nadal nie mam pojęcia, o co tutaj chodzi, mam nadzieję, że już wkrótce pojawią się jakieś konkrety. ;)
    Opinia ma być szczera, z omówieniem błędów, więc spełniam oczekiwania. :D Powiem tak – interpunkcja u ciebie jest w sumie dobra, ale też nie jest perfekcyjna. Zabrakło przecinków w wielu miejscach, np.:
    "Zwierze ujadając wściekle znalazło się przy nim w zaledwie kilu skokach.". Zapomniałaś o nim przed "ujadając" i po "wściekle", bo to było wtrąceniem. Na dodatek na końcu "zwierzę" powinno być "-ę", nie "-e".

    Słowo "zresztą" zapisuje się razem. Ten błąd dostrzegłam w tym zdaniu: "Nie miał czasu nad tym myśleć, z resztą i tak stracił go wystarczająco dużo."

    Ale fabuła całkiem nieźle się zapowiada, mam nadzieję, że będzie to bardzo oryginalne opowiadanie, które mnie wciąganie na maksa. ;)

    A u mnie już jakiś czas temu pojawił się nowy rozdział. Zapraszam:
    http://you-are-my-broken-dream.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za komentarz, bardzo mi pomógł. Błędy są już poprawione, zgadzam się z Tobą - interpunkcja i ogólnie gramatyka u mnie nie jest jakoś szczególnie wyjątkowa. Ale nic nie jest perfekcyjne i tego się trzymajmy ;)

    Co do oryginalności to nic nie mogę zapewnić. Ostatnio czuję się jakby ktoś postawił w moim umyśle mur nie do przebicia. Chyba nie przemyślałam tego opowiadania tak do końca. Co nie znaczy, że mam zamiar się poddać! Cieszy mnie też fakt, iż mam tak wiernych czytelników jak Ty, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, nie, nie! Nie rezygnuj! Za bardzo mnie zaciekawiło to opowiadanie... :)
      I mam pytanie – czy w związku z takimi przemyśleniami, ukazanie się rozdziału drugiego się przedłuży? Przepraszam, ale ciągle tu zaglądam i wprost doczekać się nie mogę ciągu dalszego. ;D

      I przy okazji – dodałam link do twojego bloga u siebie, tutaj:
      http://you-are-my-broken-dream.blogspot.com
      jako że należy do blogów przeze mnie odwiedzanych. Czy masz coś przeciwko? :)

      Usuń
    2. Absolutnie, nie mam nic przeciwko, wręcz przeciwnie. Co do opóźnień - mam już napisane, powiedzmy, połowę drugiego rozdziału. Muszę jeszcze dopracować dialogi i może dopieścić opisy. Myślę, że w tym tygodniu jeszcze zdążę go dodać. :) Co prawda jestem ostatnio przywalona robotą - prowadzę innego bloga z przyjaciółką, a do tego pracuję nad szablonami. Ale to nie znaczy, że zapomniałam o tym blogu!
      Nie przepraszaj, cieszy mnie, że odwiedzasz moje spisane na papier, niekoniecznie zdrowe opowieści ze starej szafy ^^
      Wstyd się przyznać, ale ja nie mogę odwdzięczyć się taką samą aktywnością na Twoim blogu. Muszę zmobilizować się jeszcze troszkę i zacząć to robić! Tak oto zrodziło się moje postanowienie noworoczne! (Nieważne, że chyba 8 w ciągu miesiąca.)

      Usuń
  5. Długie.... Lubie gdy rozdziały są długie, a przy tym ciekawe ^.^
    Osobiście sama takich nie umiem pisać... Niestety... Jednak cieszę się, że twoje opowiadanie poi prologu nie straciło swojego tajemniczego charakteru i nadal jest bardzo intrygujące.
    Wciągnęło mnie. Czekam na następne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię długie, ale w żadnym wypadku, gdy to ja muszę je pisać ^^'
      Nie straciło, mówisz? Już myślałam, że zniechęcam ludzi zbyt długim przeciąganiem akcji i czytelnik będzie miał wrażenie, jakby tajemnic się mnożyło, a wyjaśnienia gdzieś wcięło. Jak ja to mówię - zaginęły w akcji lub spłonęły w pożarze, zupełnie jak ta spiralnie zakręcona, ślimacza muszelka.

      Usuń