28.1.15

Seacula Mortis II

  Przez chwilę zastanawiał się o co chodzi z tą całą farsą. Bo niewątpliwie zaistniała sytuacja takową była i nie zamierzał zmieniać swojego przekonania. Problem nie leżał już nawet w miejscu i czasie, w jakim się znalazł, ale w nim samym. To on, jako epicentrum tych wydarzeń, jakimś cudem spowodował coś, co łudząco przypominało fenomen. Postać stojąca na środku pomieszczenia, nieznośnie wbijająca w niego pełen wyczekiwania wzrok tylko go w tym przeświadczeniu utwierdzała. Miał ogromną ochotę wybuchnąć niekontrolowanym śmiechem, trwać w nadziei, że wszystko to jest jedynie chorym żartem. Ale nie ma tak dobrze, został postawiony przed faktem dokonanym i nic już nie mógł na to poradzić. Nie ma tu żadnego znaczenia również to, jak niedorzeczne by te informacje nie były oraz jak bardzo byłyby sprzeczne z logiką wyznawanych przez niego ideałów.

  Ech, a wszystko zaczęło się tak niepozornie... Wstając skoro świt nigdy nie przypuszczałby, że w ciągu tegoż dnia zdąży nie dość, że zaskarbić sobie dozgonną nienawiść mieszkańców wioski, to jeszcze zostanie żywcem zżarty przez jakieś ptaszyska! Ale to był dopiero początek, dalej jest tylko ciekawiej. Przechodząc przez las, wpadł do jakiejś dziury, która wyrosła sobie z podziemia, dosłownie! No, ale wracając – następnie został zaatakowany przez jakiegoś przerośniętego kundla, który notabene kundla nie przypominał, wpadł przez ogromne wrota wprost do Sali Przeznaczenia – czyli tam, gdzie za życia na pewno trafić się nie powinno, a przynajmniej ludzie nie mieli takiego prawa – i został łaskawie poinformowany, iż jego przeznaczeniem jest ocalenie caluteńkich Pięciu Światów, a to tylko dlatego, że na składzie zabrakło innych, z dupy wziętych herosów. Czy było już powiedziane, że w przeciwieństwie do tych wszystkich bohaterów, on miał wybór? Ale możliwość wybrania między pozwoleniem na złożenie się w ofierze, poprzedzone rozmaitymi torturami i oddzieleniem starannie krwi od całej reszty mięcha, a podjęciem się morderczej wędrówki, w której tylko śmierć jest jedynym, uczciwym sprzymierzeńcem nie jest żadnym wyborem, więc się nie liczy. Skończyło się na tym, że wylądował na dywaniku u jednego z trójki najpotężniejszych bogów, jakich nosiła ta planeta. Po prostu lepiej być nie mogło.

  Mężczyzna naprzeciwko niego poruszył się niespokojnie, odchodząc kilka kroków dalej i odsłaniając przy okazji średniej wielkości, kamienną statuę w kształcie dwóch potężnych smoków, splecionych razem w śmiertelnym uścisku. Na ich ustawionych do siebie równolegle głowach osadzona była piękna, mieniąca się chyba wszystkimi kolorami tęczy, kryształowa kula.

  Stara, Viregańska legenda powiada, iż to dwoje kochanków, zatraconych w swej miłości i pragnieniu świata, którzy prowadzeni żądzą władzy udali się pod osłoną nocy do pewnej wiedźmy. Ludzie uważali ją za podstarzałą wariatkę, niegroźną wróżbitkę. Prawda jednak była zgoła inna. Kobieta ta okazała się bardzo przebiegłą, pomimo kilkuset lat na karku. Podstępem zmusiła zakochanych do zbezczeszczenia czci bogów.
Obiecywała im nieskończoną potęgę, władzę, mówiła, iż nikt im nie dorówna, że będą rządzić światem, zarówno śmiertelnym, jak i boskim. Kochankowie, nie dostrzegając intrygi, postąpili niewybaczalnie – ukradli z Linduru Lilię Tysiąclecia. Nim jednak zdołali uciec zostali zauważeni i złapani. Starą wiedźmę skazano na wygnanie i wieczne potępienie, obecnie nikt nie wie co się z nią stało, krążą jednak plotki, iż czarownica powróci, gnana pragnieniem zemsty. 
Co się tyczy naszej parki – ich również stosownie ukarano. Wściekły Nero przemienił złodziejaszków w statuę, zdobiącą obecnie Salę Przeznaczenia.

  Tyle, jeżeli chodzi o legendę, o ile wierzyć jego świętej pamięci babuni – Aratenii. Mądra i uczciwa była z niej kobieta, trzeba przyznać. Uwielbiała opowiadać mu tego typu baśnie i legendy, a on zawsze chętnie korzystał z jej trafnych rad. Żałował, że i tym razem nie może tego zrobić... czas dorosnąć.

  Zniecierpliwione chrząknięcie otrząsnęło go z chwilowej zadumy. Co się stało, to się nie odstanie, a on musiał w końcu zdecydować. Czas naglił, żarty się skończyły. Powinien już dawno się tego domyślić, przeszłość nigdy nie da o sobie zapomnieć, nie komuś takiemu jak on. Nie mógł dłużej udawać, że to go nie dotyczy, że to nie jest jego sprawa. Owszem jest, i to aż za bardzo. Bo gdyby nie była, nie stałby tu teraz i nie rozdrapywał starych ran. Właśnie dlatego podniósł dumnie głowę, nie spoglądając wstecz, bo i po co. Przywołał na twarz kpiący uśmieszek, tylko przez krótką chwilę dopuszczając do umysłu myśl, iż to wszystko kiedyś go zgubi. Szybko jednak ją odrzucił, ustępując miejsca chłodnej kalkulacji, oceniał jakie ma szanse wykpić się tym razem. Babcia Aratenia byłaby dumna.

  Zimy głos przywraca go do porządku, po raz kolejny dzisiejszego... zaraz, zaraz, jaką porę dnia mamy tak właściwie?! Przez przygodę w podziemnym tunelu całkowicie stracił poczucie czasu...

 Ren, to nie czas na takie rozważania! Skup się wreszcie i podejmij jakąś decyzję!  Ojej, od kiedy on taki drażliwy się zrobił? Znaczy, rozumiem to bóg i pewnie ma wiele ważnych spraw na głowie, ale żeby tak od razu się wydzierać, jakoby ktoś co najmniej wsadził mu kija od miotły nie tam, gdzie trzeba? Nie żeby na co dzień taki nie był, tylko, że dzisiaj tak jakby bardziej... Do tego dochodzi jeszcze ta wojna na północy. Ech, może faktycznie jest przemęczony?
 Wymagasz ode mnie wyruszenia na samobójczą misję, nawet nie podając powodu swoich decyzji? I to dlaczego?! Ano tak, najlepiej wysłać gdziekolwiek! Bo przecież zawsze jest szansa, że już nie wróci!  Nie mógł powstrzymać się od lekkiego sarkazmu, doprawdy to wszystko przerastało jego już i tak doszczętnie zszarganą psychikę. Może i brzmiał dziecinnie i zarozumiale, ale taka była prawda, nie ukrywał tego. Nie spoglądając na boga, odszedł w stronę jednego z wielkich, przeźroczystych okien i opierając się o piaskową kolumnę, spojrzał na krainę, rozciągającą się łagodnymi, zielonymi łukami, sięgając horyzontu.  Czy ty naprawdę uważasz, że podejmę się tej, jakże wspaniałej misji? Dobrze zdajesz sobie sprawę z tego, iż nie zależy mi na ludziach, ani tym bardziej na tym, co się z nimi stanie.
 Więc może powinno zacząć.
 Może...
 Ech, po co ja się z tobą jeszcze użeram, Ren? Masz iść i koniec, nawet nie próbuj się sprzeciwiać!
 Jak mam pomóc innym, skoro nie potrafię pomóc sobie?

  W odpowiedzi uzyskał jedynie ciche westchnienie, wiedział, że Nato załamuje nad nim ręce, jednak nie zamierzał się poddać. Zresztą cała ta bezsensowna rozmowa zaczynała go powoli irytować. Sam już powoli gubił się w tym całym świecie, czasami życie wydawało mu się takie nierealne, zupełnie jakby w jednej chwili miało rozprysnąć się w drobny mak. W takich chwilach miał dość, chciał zakończyć to, czego nawet porządnie nie rozpoczął. Nie do końca rozumiał jeszcze dlaczego to akurat on był wybrany. Te wszystkie obawy stopniowo go wykańczały, chciał się kogoś poradzić, czuć, że ktoś go rozumie, że nie jest z tym sam. Ale, aby to zrobić, musiałby najpierw odsłonić swoje serce, swoje prawdziwe emocje, odczucia, a na to nie mógł sobie pozwolić, nigdy. Gdyby tylko mógł, rzuciłby to wszystko już dawno, problem polegał na tym, że nie potrafił.
Nie ważne co się stanie, Ren musiał udawać. Od dziecka był uczony, że emocje są złe, mogą zdradzić w najmniej oczekiwanym momencie, a wtedy będzie za późno na cokolwiek. Powoli zaczynał wariować, ale nie to obecnie go trapiło. Myślał nad słowami boga mądrości. Czy to faktycznie było jego przeznaczenie? Heh, co się z nim ostatnio dzieje? Przecież nie wierzył w żadne, idiotyczne przeznaczenie, czegoś takiego po prostu nie ma. Miał ocalić ludzkość przed czymś, co teoretycznie już dawno zostało pokonane? No właśnie teoretycznie, a co jeśli... nie. Wtedy mieliby niemałe kłopoty, całe zło zakopane na przestrzeni lat powróci, siejąc zamęt i spustoszenie. Nie, nie może do tego dopuścić, ale... tak właściwie co on może? Czas się o tym przekonać, nie uważasz?

  Z nową siłą i krzywym uśmiechem odwrócił się z powrotem twarzą do Nato. Pozostało mu tylko mieć nadzieję, że mężczyzna wie, na co się pisze, żądając pomocy. Niezidentyfikowane iskierki błyskały w dwukolorowych tęczówkach, gdy chłopak znów zabrał głos.
 To bardzo naiwne z twojej strony. Prosić, nie, wymagać jakiejkolwiek empatii od szaleńca, który gdyby tylko mógł, powybijałby wszystkie istoty w pień. Dobrze wiesz, jak nienawidzę bohaterstwa, to nie moja bajka.  Z narastającym rozbawieniem obserwował niezrozumienie oraz jakąś dozę obawy w błękitnych oczach rozmówcy.  Jednakże szanuję cię i wierzę, iż ta cała farsa toczy się z jakiegoś bliżej mi nieokreślonego, ale za razem ważnego powodu. Dobrze, więc, zrobię to. Nie jestem aż tak bezdusznym draniem, za jakiego ma mnie społeczeństwo. Uratuję twoją utopię.  Tsa, początek nowego życia co? Pożyjemy, zobaczymy. Gorzej będzie, jeśli nie dożyję wystarczająco długo, aby się o tym przekonać.
Gdy już zmierzał do wyjścia, w pół kroku zatrzymał go stanowczy głos Nato.
 Nie wypuszczę cię samego.
 No chyba sobie żartujesz! Najpierw sam mnie tu ściągasz, potem każesz wyjść, a na sam koniec zatrzymujesz?! I nie potrzebuję eskorty, trafię do drzwi, uwierz mi, nie łatwo je przeoczyć. Zanotować – trzeba popracować nad samokontrolą. Praktycznie zawsze tak reagował i nigdy jakoś specjalnie mu to nie przeszkadzało, ale teraz mogło to mieć dość... nieoczekiwane konsekwencje.
 Powiedziałem tylko, że nie puszczę cię na misję samego, łap.
Ren niemal instynktownie pochwycił lecący w stronę jego głowy przedmiot. Okazała się nim być malutka, jasno-niebieska kulka z wymalowanym na niej ciemniejszym kolorem obłokiem. Była dosyć ciężka, jak na swoje rozmiary oraz nieprawdopodobnie zimna. Chłopak jeszcze przez moment obracał ją między palcami, uważnie jej się przyglądając, a następnie swe spojrzenie przeniósł na uśmiechniętego od ucha do ucha boga mądrości.
– Co to jest?  zapytał znudzonym głosem.
 Kulka.
 No widzę, że kulka, ale po co mi to?
 Wierz mi, przyda ci się.
 Skoro tak mówisz.  Powiedziawszy to Ren opuścił Salę Przeznaczenia, teleportując się z powrotem na ziemię. Nie oglądając się za siebie, ruszył we wcześniej obranym kierunku, zanurzając się po raz kolejny w gęsty las wypalonych drzew...

CDN... kiedyś

♣ ♣ ♣

Witam, witam moje duszyczki! Rozdział wnosi troszkę więcej istotnych dla fabuły elementów, tak myślę, ale nadal nie tłumaczy wszystkiego. Nie wiem dlaczego, ale nie za bardzo jestem z niego dumna, bardziej rozczarowana, jest taki... nijaki. Do tego w niektórych fragmentach reakcje bohaterów nie zgadzają się z ich myślami, a scena jest pełna sprzecznych wydarzeń. Hmm, ale ja dużo rzeczy nie wiem, więc proszę, w tej sprawie mnie nie słuchajcie. Dziękuję każdemu, kto czyta moje wypociny, to naprawdę dużo znaczy. Nie będę już smęcić, mam nadzieję, że notka się spodobała. Obiecuję, że kolejny post będzie ciekawszy, będzie się więcej działo i przede wszystkim – będzie szybciej. 

8 komentarzy:

  1. Ren <3 Matko kocham to imię :3
    Hmm... co do rozdziału... Nadal jest według mnie ciekawy. Brakuje w nim trochę horroru, ale przecież nie każdy rozdział może być straszny!
    Jak już wcześniej wspominałam błędów wymieniać nie będę, ponieważ gdy opowiadanie mi się podoba nie zwracam na nie uwagi.
    Życzę ci powodzenia, a przede wszystkim WENY :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jakoś "Ren" wydawało mi się odpowiednie.
      Tak jakoś nie udało mi się wcisnąć tu strachu, szczerze powiedziawszy nawet nie próbowałam. Czasami boję się własnych pomysłów, więc lepiej nie kusić losu.
      Trochę trudno mi wszystkie błędy wyłapać, bo wszystkie notki betuję sama, a cóż mówić - z gramatyki nie grzeszę.
      Bardzo dziękuję, również gorąco pozdrawiam~!

      Usuń
  2. Znowu spóźniona!
    Czekałam, aż w końcu znajdę chwilę czasu, by na spokojnie przeczytać nowy rozdział, i oto jestem – po sześciu dniach! No, nie!

    Ale już kńczywszy moje narzekania na moje życie, przechodzę do celu mojego komentarza. :)

    Bardzo podoba mi się twój styl pisania, nie wiem, czy już o tym wspominałam. Tylko pozostaje jeszcze kwestia mojego nienasycenia samą treścią, ale skoro obiecałaś, że w następnym więcej ujawnisz... Trzymam cię za słowo! :)
    Brakuje mi strasznie opisu wyglądu tego Rena... Chciałabym poznać choć taki mały zarys Twojego "widzenia" tego bohatera. Nie, nie wymagam od ciebie, że będziesz spełniała moje zachcianki i specjalnie wstawisz taki opis w następnym rozdziale, w żadnym wypadku! Tylko po prostu ciekawość mnie zżera, jak on wygląda. :)
    Jeśli dobrze się zorientowałam, te wydarzenia są ukazane jako wcześniej rozgrywające się od tego wydarzenia z prologu?
    Nadal nie mogę się tutaj połapać, o co tu kaman, ale to tylko podsyca moje zaintrygowanie. :D

    Zwrócę jeszcze uwagę na niektóre błędy, które napotkałam:
    "Owszem, jest i to, aż za bardzo.". Przecinek powinien stać jeszcze po "jest", a przed "aż" jest niepotrzebny,
    "Bo gdyby nie była, nie stał by tu teraz i nie rozdrapywał starych ran.". Cząstkę "-by" zapisuje się razem z osobowymi formami czasowników, więc "stałby" powinno być napisane łącznie. :)
    "Dobrze wiesz jak nienawidzę bohaterstwa, to nie moja bajka. - Z narastającym rozbawieniem obserwował niezrozumienie oraz jakąś dozę obawy w błękitnych oczach rozmówcy" Przecinek przed "jak" powinien się znaleźć, a na końcu didaskalii, czyli kwestii narratora w dialogu, powinnaś postawić kropkę, a więc dokładnie po wyrazie "rozmówcy". :)
    A, i jeszcze jedno – do prowadzenia dialogów powinno się stosować myślniki, a ty używasz dywizów, czyli inaczej łączników. Dywiz jest od myślnika krótszy i ma zupełnie inne funkcje i zastosowania. Nie martw się, bo ten błąd sama kiedyś popełniałam, dopiero niedawno ktoś zwrócił mi na to uwagę. :) Zresztą na wielu blogach można taki błąd spotkać, może dlatego, że blogger nie poprawia tego automatycznie, jak na przykład Word albo dlatego, że większość blogowiczów pisze na telefonach czy tabletach... Dobra, bo schodzę z głównego tematu i zaraz bym zaczęła gadać o jakichś statystykach... :D

    Przepraszam, jeśli się wymądrzam tym wskazywaniem niektórych błędów, ale po prostu chcę ci trochę, hm, pomóc z tym wyłapywaniem ich, bo sama wiem z własnego doświadczenia, że zawsze jakaś pomyłka pozostanie nie zauważona, więc cię doskonale rozumiem. Poza tym uważam, że zasługujesz na to, by szczerze oceniać twoje opowiadanie, a nie tylko pisać komentarze typu "Fajny rozdział", bo to i tak nic nie daje, prócz zmiany cyfry obok napisu "komentarze". Zasługujesz na to, by pokazywać ci pomyłki i dawać wskazówki, jeśl ich potrzebujesz, tak jak każdy autor. :)

    Pozdrawiam i, jak już wspominałam, czekam niecierpliwie na next! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za te wszystkie rady, nie miałam pojęcia, że jest aż tyle błędów. Tak, z interpunkcją u mnie słabo. Przepraszam, że nie pisałam wcześniej, ale choroba jest taka upierdliwa~! Nie wymądrzasz się, w zasadzie jest to jeden z najbardziej konstruktywnych komentarzy na moim blogu. Ludzie po prostu muszą zrozumieć krytykę, a ja zawsze miałam z tym wielki problem. No, ale teraz ją lubię. :D

      Jeeejcu, schlebiasz mi. Czyli to dobrze, że zaczęłam blogować? Pytam, bo nie jestem jakąś super bezpośrednią osobą i zwykle brakuje mi pewności siebie, taki blog to niezły trening, nie uważasz?

      Usuń
    2. A myślisz, że u mnie było inaczej? :) Moją przygodę z bloggerem zaczęło się właśnie od pisania swoich opowiadań, bo chciałam sama spróbować coś tworzyć. To tak jakby szansa dla matematyka, informatyka, chemika, czy jeszcze innej osoby, na przetestowanie się w takim pisaniu. ;) Więc uważam, że to bardzo dobrze, że postanowiłaś pisać bloga. :D
      I uwierz w siebie i swoje możliwości. ;]

      Usuń
  3. Świetny post, czekam na następne i zapraszam do siebie
    http://to-czego-nie-zobaczysz.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej chciałabym Cię zaprosić na mojego nowego bloga http://przeznaczeniedwochserc.blogspot.com/ Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej chciałabym Cię zaprosić na mojego nowego bloga http://przeznaczeniedwochserc.blogspot.com/ Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń