Przez chwilę
zastanawiał się o co chodzi z tą całą farsą. Bo niewątpliwie
zaistniała sytuacja takową była i nie zamierzał zmieniać swojego
przekonania. Problem nie leżał już nawet w miejscu i czasie, w
jakim się znalazł, ale w nim samym. To on, jako epicentrum tych
wydarzeń, jakimś cudem spowodował coś, co łudząco przypominało
fenomen. Postać stojąca na środku pomieszczenia, nieznośnie
wbijająca w niego pełen wyczekiwania wzrok tylko go w tym
przeświadczeniu utwierdzała. Miał ogromną ochotę wybuchnąć
niekontrolowanym śmiechem, trwać w nadziei, że wszystko to jest
jedynie chorym żartem. Ale nie ma tak dobrze, został postawiony
przed faktem dokonanym i nic już nie mógł na to poradzić. Nie ma
tu żadnego znaczenia również to, jak niedorzeczne by te informacje
nie były oraz jak bardzo byłyby sprzeczne z logiką wyznawanych
przez niego ideałów.
Ech, a
wszystko zaczęło się tak niepozornie... Wstając skoro świt nigdy
nie przypuszczałby, że w ciągu tegoż dnia zdąży nie dość, że
zaskarbić sobie dozgonną nienawiść mieszkańców wioski, to
jeszcze zostanie żywcem zżarty przez jakieś ptaszyska! Ale to był
dopiero początek, dalej jest tylko ciekawiej. Przechodząc przez
las, wpadł do jakiejś dziury, która wyrosła sobie z podziemia,
dosłownie! No, ale wracając – następnie został zaatakowany
przez jakiegoś przerośniętego kundla, który notabene kundla nie
przypominał, wpadł przez ogromne wrota wprost do Sali Przeznaczenia
– czyli tam, gdzie za życia na pewno trafić się nie powinno, a
przynajmniej ludzie nie mieli takiego prawa – i został łaskawie
poinformowany, iż jego przeznaczeniem jest ocalenie caluteńkich
Pięciu Światów, a to tylko dlatego, że na składzie zabrakło
innych, z dupy wziętych herosów. Czy było już powiedziane, że w
przeciwieństwie do tych wszystkich bohaterów, on miał wybór? Ale
możliwość wybrania między pozwoleniem na złożenie się w
ofierze, poprzedzone rozmaitymi torturami i oddzieleniem starannie
krwi od całej reszty mięcha, a podjęciem się morderczej wędrówki,
w której tylko śmierć jest jedynym, uczciwym sprzymierzeńcem nie
jest żadnym wyborem, więc się nie liczy. Skończyło się na tym,
że wylądował na dywaniku u jednego z trójki najpotężniejszych
bogów, jakich nosiła ta planeta. Po prostu lepiej być nie mogło.
Mężczyzna
naprzeciwko niego poruszył się niespokojnie, odchodząc kilka
kroków dalej i odsłaniając przy okazji średniej wielkości,
kamienną statuę w kształcie dwóch potężnych smoków,
splecionych razem w śmiertelnym uścisku. Na ich ustawionych do
siebie równolegle głowach osadzona była piękna, mieniąca się
chyba wszystkimi kolorami tęczy, kryształowa kula.
Stara,
Viregańska legenda powiada, iż to dwoje kochanków, zatraconych w
swej miłości i pragnieniu świata, którzy prowadzeni żądzą
władzy udali się pod osłoną nocy do pewnej wiedźmy. Ludzie
uważali ją za podstarzałą wariatkę, niegroźną wróżbitkę.
Prawda jednak była zgoła inna. Kobieta ta okazała się bardzo
przebiegłą, pomimo kilkuset lat na karku. Podstępem zmusiła
zakochanych do zbezczeszczenia czci bogów.
Obiecywała im
nieskończoną potęgę, władzę, mówiła, iż nikt im nie dorówna,
że będą rządzić światem, zarówno śmiertelnym, jak i boskim.
Kochankowie, nie dostrzegając intrygi, postąpili niewybaczalnie –
ukradli z Linduru Lilię Tysiąclecia. Nim jednak zdołali uciec
zostali zauważeni i złapani. Starą wiedźmę skazano na wygnanie i
wieczne potępienie, obecnie nikt nie wie co się z nią stało,
krążą jednak plotki, iż czarownica powróci, gnana pragnieniem
zemsty.
Co się tyczy naszej parki – ich również stosownie
ukarano. Wściekły Nero przemienił złodziejaszków w statuę,
zdobiącą obecnie Salę Przeznaczenia.
Tyle,
jeżeli chodzi o legendę, o ile wierzyć jego świętej pamięci
babuni – Aratenii. Mądra i uczciwa była z niej kobieta, trzeba
przyznać. Uwielbiała opowiadać mu tego typu baśnie i legendy, a
on zawsze chętnie korzystał z jej trafnych rad. Żałował, że i
tym razem nie może tego zrobić... czas dorosnąć.
Zniecierpliwione
chrząknięcie otrząsnęło go z chwilowej zadumy. Co
się stało, to się nie odstanie, a on musiał w końcu zdecydować.
Czas naglił, żarty się skończyły. Powinien już dawno się tego
domyślić, przeszłość nigdy nie da o sobie zapomnieć, nie komuś
takiemu jak on. Nie mógł dłużej udawać, że to go nie dotyczy,
że to nie jest jego sprawa. Owszem jest, i to aż za bardzo. Bo
gdyby nie była, nie stałby tu teraz i nie rozdrapywał starych
ran. Właśnie dlatego podniósł dumnie głowę, nie spoglądając
wstecz, bo i po co. Przywołał na twarz kpiący uśmieszek, tylko
przez krótką chwilę dopuszczając do umysłu myśl, iż to
wszystko kiedyś go zgubi. Szybko jednak ją odrzucił, ustępując
miejsca chłodnej kalkulacji, oceniał jakie ma szanse wykpić się
tym razem. Babcia Aratenia byłaby dumna.
Zimy
głos przywraca go do porządku, po raz kolejny dzisiejszego...
zaraz, zaraz, jaką porę dnia mamy tak właściwie?! Przez
przygodę w podziemnym tunelu całkowicie stracił poczucie czasu...
– Ren, to nie czas na
takie rozważania! Skup się wreszcie i podejmij jakąś decyzję! – Ojej, od kiedy on taki drażliwy się zrobił? Znaczy, rozumiem to
bóg i pewnie ma wiele ważnych spraw na głowie, ale żeby tak od
razu się wydzierać, jakoby ktoś co najmniej wsadził mu kija od
miotły nie tam, gdzie trzeba? Nie żeby na co dzień taki nie był,
tylko, że dzisiaj tak jakby bardziej... Do tego dochodzi jeszcze ta
wojna na północy. Ech, może faktycznie jest przemęczony?
– Wymagasz ode mnie
wyruszenia na samobójczą misję, nawet nie podając powodu swoich
decyzji? I to dlaczego?! Ano tak, najlepiej wysłać gdziekolwiek!
Bo przecież zawsze jest szansa, że już nie wróci! – Nie mógł
powstrzymać się od lekkiego sarkazmu, doprawdy to wszystko
przerastało jego już i tak doszczętnie zszarganą psychikę. Może
i brzmiał dziecinnie i zarozumiale, ale taka była prawda, nie
ukrywał tego. Nie spoglądając na boga, odszedł w stronę jednego
z wielkich, przeźroczystych okien i opierając się o piaskową
kolumnę, spojrzał na krainę, rozciągającą się łagodnymi,
zielonymi łukami, sięgając horyzontu. – Czy ty naprawdę uważasz,
że podejmę się tej, jakże wspaniałej misji? Dobrze zdajesz
sobie sprawę z tego, iż nie zależy mi na ludziach, ani tym
bardziej na tym, co się z nimi stanie.
– Więc może powinno
zacząć.
– Może...
– Ech, po co ja się
z tobą jeszcze użeram, Ren? Masz iść i koniec, nawet nie próbuj
się sprzeciwiać!
– Jak mam pomóc
innym, skoro nie potrafię pomóc sobie?
W odpowiedzi uzyskał
jedynie ciche westchnienie, wiedział, że Nato załamuje nad nim
ręce, jednak nie zamierzał się poddać. Zresztą cała ta
bezsensowna rozmowa zaczynała go powoli irytować. Sam już powoli
gubił się w tym całym świecie, czasami życie wydawało mu się
takie nierealne, zupełnie jakby w jednej chwili miało rozprysnąć
się w drobny mak. W takich chwilach miał dość, chciał zakończyć
to, czego nawet porządnie nie rozpoczął. Nie do końca rozumiał
jeszcze dlaczego to akurat on był wybrany. Te wszystkie obawy
stopniowo go wykańczały, chciał się kogoś poradzić, czuć, że
ktoś go rozumie, że nie jest z tym sam. Ale, aby to zrobić,
musiałby najpierw odsłonić swoje serce, swoje prawdziwe emocje,
odczucia, a na to nie mógł sobie pozwolić, nigdy. Gdyby tylko
mógł, rzuciłby to wszystko już dawno, problem polegał na tym, że
nie potrafił.
Nie ważne co się
stanie, Ren musiał udawać. Od dziecka był uczony, że emocje są
złe, mogą zdradzić w najmniej oczekiwanym momencie, a wtedy będzie
za późno na cokolwiek. Powoli zaczynał wariować, ale nie to
obecnie go trapiło. Myślał nad słowami boga mądrości. Czy to
faktycznie było jego przeznaczenie? Heh, co się z nim ostatnio
dzieje? Przecież nie wierzył w żadne, idiotyczne przeznaczenie,
czegoś takiego po prostu nie ma. Miał ocalić ludzkość przed
czymś, co teoretycznie już dawno zostało pokonane? No właśnie
teoretycznie, a co jeśli... nie. Wtedy mieliby niemałe kłopoty,
całe zło zakopane na przestrzeni lat powróci, siejąc zamęt i
spustoszenie. Nie, nie może do tego dopuścić, ale... tak właściwie
co on może? Czas się o tym przekonać, nie uważasz?
Z nową
siłą i krzywym uśmiechem odwrócił się z powrotem twarzą do
Nato. Pozostało mu tylko mieć nadzieję, że mężczyzna wie, na co
się pisze, żądając pomocy. Niezidentyfikowane iskierki błyskały
w dwukolorowych tęczówkach, gdy chłopak znów zabrał głos.
– To bardzo naiwne z
twojej strony. Prosić, nie, wymagać jakiejkolwiek empatii od
szaleńca, który gdyby tylko mógł, powybijałby wszystkie istoty
w pień. Dobrze wiesz, jak nienawidzę bohaterstwa, to nie moja
bajka. – Z narastającym rozbawieniem obserwował niezrozumienie
oraz jakąś dozę obawy w błękitnych oczach rozmówcy. – Jednakże szanuję cię i wierzę, iż ta cała farsa toczy się z
jakiegoś bliżej mi nieokreślonego, ale za razem ważnego powodu.
Dobrze, więc, zrobię to. Nie jestem aż tak bezdusznym draniem, za
jakiego ma mnie społeczeństwo. Uratuję twoją utopię. – Tsa,
początek nowego życia co? Pożyjemy, zobaczymy. Gorzej będzie,
jeśli nie dożyję wystarczająco długo, aby się o tym przekonać.
Gdy już zmierzał
do wyjścia, w pół kroku zatrzymał go stanowczy głos Nato.
– Nie wypuszczę cię
samego.
– No chyba sobie
żartujesz! Najpierw sam mnie tu ściągasz, potem każesz wyjść,
a na sam koniec zatrzymujesz?! I nie potrzebuję eskorty, trafię do
drzwi, uwierz mi, nie łatwo je przeoczyć. –Zanotować – trzeba
popracować nad samokontrolą. Praktycznie zawsze tak reagował i
nigdy jakoś specjalnie mu to nie przeszkadzało, ale teraz mogło
to mieć dość... nieoczekiwane konsekwencje.
– Powiedziałem
tylko, że nie puszczę cię na misję samego, łap.
Ren niemal
instynktownie pochwycił lecący w stronę jego głowy przedmiot.
Okazała się nim być malutka, jasno-niebieska kulka z wymalowanym
na niej ciemniejszym kolorem obłokiem. Była dosyć ciężka, jak na
swoje rozmiary oraz nieprawdopodobnie zimna. Chłopak jeszcze przez
moment obracał ją między palcami, uważnie jej się przyglądając,
a następnie swe spojrzenie przeniósł na uśmiechniętego od ucha
do ucha boga mądrości.
– Co to jest? – zapytał znudzonym głosem.
– Kulka.
– No widzę, że
kulka, ale po co mi to?
– Wierz mi, przyda
ci się.
– Skoro tak mówisz. – Powiedziawszy to Ren opuścił Salę Przeznaczenia, teleportując
się z powrotem na ziemię. Nie oglądając się za siebie, ruszył
we wcześniej obranym kierunku, zanurzając się po raz kolejny w
gęsty las wypalonych drzew...
CDN... kiedyś
♣ ♣ ♣
Witam, witam moje
duszyczki! Rozdział wnosi troszkę więcej istotnych dla fabuły
elementów, tak myślę, ale nadal nie tłumaczy wszystkiego. Nie
wiem dlaczego, ale nie za bardzo jestem z niego dumna, bardziej rozczarowana, jest taki... nijaki. Do tego w niektórych fragmentach
reakcje bohaterów nie zgadzają się z ich myślami, a scena jest
pełna sprzecznych wydarzeń. Hmm, ale ja dużo rzeczy nie wiem, więc
proszę, w tej sprawie mnie nie słuchajcie. Dziękuję każdemu, kto
czyta moje wypociny, to naprawdę dużo znaczy. Nie będę już
smęcić, mam nadzieję, że notka się spodobała. Obiecuję, że
kolejny post będzie ciekawszy, będzie się więcej działo i przede
wszystkim – będzie szybciej.
Ren <3 Matko kocham to imię :3
OdpowiedzUsuńHmm... co do rozdziału... Nadal jest według mnie ciekawy. Brakuje w nim trochę horroru, ale przecież nie każdy rozdział może być straszny!
Jak już wcześniej wspominałam błędów wymieniać nie będę, ponieważ gdy opowiadanie mi się podoba nie zwracam na nie uwagi.
Życzę ci powodzenia, a przede wszystkim WENY :D
Pozdrawiam
Tak jakoś "Ren" wydawało mi się odpowiednie.
UsuńTak jakoś nie udało mi się wcisnąć tu strachu, szczerze powiedziawszy nawet nie próbowałam. Czasami boję się własnych pomysłów, więc lepiej nie kusić losu.
Trochę trudno mi wszystkie błędy wyłapać, bo wszystkie notki betuję sama, a cóż mówić - z gramatyki nie grzeszę.
Bardzo dziękuję, również gorąco pozdrawiam~!
Znowu spóźniona!
OdpowiedzUsuńCzekałam, aż w końcu znajdę chwilę czasu, by na spokojnie przeczytać nowy rozdział, i oto jestem – po sześciu dniach! No, nie!
Ale już kńczywszy moje narzekania na moje życie, przechodzę do celu mojego komentarza. :)
Bardzo podoba mi się twój styl pisania, nie wiem, czy już o tym wspominałam. Tylko pozostaje jeszcze kwestia mojego nienasycenia samą treścią, ale skoro obiecałaś, że w następnym więcej ujawnisz... Trzymam cię za słowo! :)
Brakuje mi strasznie opisu wyglądu tego Rena... Chciałabym poznać choć taki mały zarys Twojego "widzenia" tego bohatera. Nie, nie wymagam od ciebie, że będziesz spełniała moje zachcianki i specjalnie wstawisz taki opis w następnym rozdziale, w żadnym wypadku! Tylko po prostu ciekawość mnie zżera, jak on wygląda. :)
Jeśli dobrze się zorientowałam, te wydarzenia są ukazane jako wcześniej rozgrywające się od tego wydarzenia z prologu?
Nadal nie mogę się tutaj połapać, o co tu kaman, ale to tylko podsyca moje zaintrygowanie. :D
Zwrócę jeszcze uwagę na niektóre błędy, które napotkałam:
"Owszem, jest i to, aż za bardzo.". Przecinek powinien stać jeszcze po "jest", a przed "aż" jest niepotrzebny,
"Bo gdyby nie była, nie stał by tu teraz i nie rozdrapywał starych ran.". Cząstkę "-by" zapisuje się razem z osobowymi formami czasowników, więc "stałby" powinno być napisane łącznie. :)
"Dobrze wiesz jak nienawidzę bohaterstwa, to nie moja bajka. - Z narastającym rozbawieniem obserwował niezrozumienie oraz jakąś dozę obawy w błękitnych oczach rozmówcy" Przecinek przed "jak" powinien się znaleźć, a na końcu didaskalii, czyli kwestii narratora w dialogu, powinnaś postawić kropkę, a więc dokładnie po wyrazie "rozmówcy". :)
A, i jeszcze jedno – do prowadzenia dialogów powinno się stosować myślniki, a ty używasz dywizów, czyli inaczej łączników. Dywiz jest od myślnika krótszy i ma zupełnie inne funkcje i zastosowania. Nie martw się, bo ten błąd sama kiedyś popełniałam, dopiero niedawno ktoś zwrócił mi na to uwagę. :) Zresztą na wielu blogach można taki błąd spotkać, może dlatego, że blogger nie poprawia tego automatycznie, jak na przykład Word albo dlatego, że większość blogowiczów pisze na telefonach czy tabletach... Dobra, bo schodzę z głównego tematu i zaraz bym zaczęła gadać o jakichś statystykach... :D
Przepraszam, jeśli się wymądrzam tym wskazywaniem niektórych błędów, ale po prostu chcę ci trochę, hm, pomóc z tym wyłapywaniem ich, bo sama wiem z własnego doświadczenia, że zawsze jakaś pomyłka pozostanie nie zauważona, więc cię doskonale rozumiem. Poza tym uważam, że zasługujesz na to, by szczerze oceniać twoje opowiadanie, a nie tylko pisać komentarze typu "Fajny rozdział", bo to i tak nic nie daje, prócz zmiany cyfry obok napisu "komentarze". Zasługujesz na to, by pokazywać ci pomyłki i dawać wskazówki, jeśl ich potrzebujesz, tak jak każdy autor. :)
Pozdrawiam i, jak już wspominałam, czekam niecierpliwie na next! :D
Bardzo dziękuję za te wszystkie rady, nie miałam pojęcia, że jest aż tyle błędów. Tak, z interpunkcją u mnie słabo. Przepraszam, że nie pisałam wcześniej, ale choroba jest taka upierdliwa~! Nie wymądrzasz się, w zasadzie jest to jeden z najbardziej konstruktywnych komentarzy na moim blogu. Ludzie po prostu muszą zrozumieć krytykę, a ja zawsze miałam z tym wielki problem. No, ale teraz ją lubię. :D
UsuńJeeejcu, schlebiasz mi. Czyli to dobrze, że zaczęłam blogować? Pytam, bo nie jestem jakąś super bezpośrednią osobą i zwykle brakuje mi pewności siebie, taki blog to niezły trening, nie uważasz?
A myślisz, że u mnie było inaczej? :) Moją przygodę z bloggerem zaczęło się właśnie od pisania swoich opowiadań, bo chciałam sama spróbować coś tworzyć. To tak jakby szansa dla matematyka, informatyka, chemika, czy jeszcze innej osoby, na przetestowanie się w takim pisaniu. ;) Więc uważam, że to bardzo dobrze, że postanowiłaś pisać bloga. :D
UsuńI uwierz w siebie i swoje możliwości. ;]
Świetny post, czekam na następne i zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńhttp://to-czego-nie-zobaczysz.blogspot.com/
Hej chciałabym Cię zaprosić na mojego nowego bloga http://przeznaczeniedwochserc.blogspot.com/ Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńHej chciałabym Cię zaprosić na mojego nowego bloga http://przeznaczeniedwochserc.blogspot.com/ Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuń